Stowarzyszenie AMAZONKI : Warszawa 02-781, ul. Roentgena 5
Nr. Konta: PKO BP V/O. W -wa 83102010550000940200166280

Paryż... jesienna impresja


Krystyna L.


Paryż... magiczne miasto. Wart mszy, wart też zawsze kilku dni. W jesienny dzień wyruszyłam z grupą Amazonek na chwilę odetchnąć jego czarem, nastrojem i smakiem. Czułam się trochę obco. Panie związane tajemnymi nićmi, znały się wzajemnie, wspaniale znosiły długotrwałą lecz dobrze zorganizowaną podróż, były eleganckie, pogodne a mnie przyjęły w sposób naturalny. Jest z nami - jest nasza. Warto wspomnieć nocleg w Czechach. Po 16 godzinach jazdy długo kluczyłyśmy nocą po ciemnym borze, jak w bajce o Wilku i Czerwonym Kapturku, aż nagle na polanie pojawił się HOTEL HAJEK w Stahlovicach. Cudna i nierealna okolica, wąska asfaltowa szosa pełna zakrętów zaprowadziła nas nocą na niedużą polanę gdzie czekał na nas hotel, osamotniony, dosyć ładny, odnowiony, prominencki z czasów niedawnej przeszłości. Czekała kolacja i wygodne pokoje a za oknem cicha, pachnąca, pełna tajemniczych szmerów noc w sercu "puszczy". Świetny wstęp do wielkiego miasta.

Zaskoczył mnie nowy schludny "Mercedes", dwaj eleganccy kierowcy i miła sympatyczna przewodniczka lekko onieśmielona. Wszystkie koleżanki dzielnie zniosły długą podróż, posiłki w autokarze i "krótkie" konieczne - sanitarne wizyty na stacjach benzynowych. Kierowcy przestrzegali przepisów dotyczących ruchu autobusów, godzin pracy i odpoczynku własnego co czyniło podróż bezpieczną. Jesienne krajobrazy zaciekawiały i usypiały.

Czwartek - Paryż i od razu dawka mocnych wrażeń i wielkich dzieł sztuki Wersal powitał nas pustym dziedzińcem a Ludwik XIV z Panem Mariuszem - przewodnikiem oczekiwał na nas cierpliwie. Zwiedzamy wnętrza Pałacu. W apartamentach królewskich tłok. Piękną salę lustrzaną można wynająć na party za 50 000 Euro. Dużo wspomnień o Marii Leszczyńskiej, żonie Ludwika XV. Rosła - 180 cm wzrostu, łakoma, urodziła królowi dziesięcioro dzieci z których siedmioro przeżyło spełniając tym pokładane w niej nadzieje. Odprawiła członków dworu ze swojej sypialni, którzy dotychczas asystowali przy narodzinach królewskich dzieci. Krótki spacer po ogrodach Wersalu, pamiątkowe zdjęcia parterów, koni w stawie no i nas samych.

Jedziemy do Luwru wzdłuż Sekwany. Dawna siedziba królów a dziś najsłynniejsze i najbogatsze muzeum świata. Nasz pan Mariusz czaruje Panie elokwencją i jest zabawny. Oprowadza nas sprawnie i pokazuje wybrane dzieła jak: Nike z Samotraki, Wolność prowadząca lub na barykady oraz Śmierć Sardanapala - Eugene Delacroix, Koronację Napoleona I - Jaques Luise David, Tratwa Meduzy - Theodore Gericaulta. Wszyscy przechodzimy obok zagadkowo uśmiechniętej Giocondy - Leonarda da Vinci, której twarz eksploatowana nadmiernie nie robi już oczekiwanego wrażenia. Opatrzyła się.

Jadamy obiady obok Centrum Pompidou więc oglądamy ten news architektoniczny lat 70-tych. Dla mnie to pomnik dla projektantów instalacji i poglądowy model anatomiczny budowli.

Wieża Eiffla, koronkowa, z żelaza, lekka konstrukcja wybudowana w roku 1889. Trzy tarasy widokowe. Cierpię na obawę przestrzeni ale jadę przyklejona do ściany windy, nawet okiem nie rzucam na miasto w dole, jestem prawdziwie przerażona.

Ania dba o mnie i swoją Mamę Wiesię. Widok z 276 m to bezkresna, płaska mapa Paryża. Warto to zobaczyć, ale byłam tam pierwszy i ostatni raz. Wolę widok z II Tarasu na 115 metrze bo wszystko jest trójwymiarowe i można odnaleźć charakterystyczne budowle. Nie wszystkie Uczestniczki odważyły się na tę "podróż" i część Pań odpoczywało u gigantycznych stóp wieży. Mimo grymasów po wybudowaniu jest symbolem Paryża.

Place Vencome - eleganckie, snobistyczne miejsce, dzieło Mansarta na zamówienie Ludwika XIV - wspaniały przykład miejskiej architektury XVII wieku. Zachwycają mansardowe dachy a w nich pięknie wkomponowane okna. Sławny Hotel "Ritz" - Księżna Diana i jej smutny los. Długo zachwycamy się ośmiokątnym kształtem placu i kolumną misternie ozdobioną płaskorzeźbami o bohaterskich, wojennych czynach Napoleona I z samym bohaterem na szczycie.

Rejs po Sekwanie. Jest schyłek dnia. Odrestaurowane gmachy na bulwarach ukazują nam swe piękno, są zachwycające i monumentalne.

Pływanie było wytchnieniem po upalnym dniu. Zmieniające się oświetlenie dodaje uroku. Mijamy Pałac Sprawiedliwości, Ile de la Cite - kolebkę Paryża, Luwr, Conciergerie - ponure i mroczne z wyglądu i historii, Centrum Konferencyjne, Pałac Burbonów, Pałac Legii Honorowej, Musee d`Orsey i Katedrę Notre Dame de Paris.

Wieża Eiffla - oświetlona, co godzinę miga światełkami jak choinka świąteczna.

Przepływamy pod kilkoma mostami a Paryż ma ich 37. Piękny, wyzłocony Pont

Aleksandre III i najstarszy, wbrew nazwie - Pont Neuf (nowy).

Jak uroczo, uśmiechamy się do siebie przy dźwiękach melodii paryskich i wielojęzycznych komentarzy z głośników.

Podziwiam zdyscyplinowanie i punktualność Uczestniczek, widziałam nie jedno. Panie zdają się tego nie doceniać. Swych zalet nie znacie, same nie wiecie co posiadacie.

Wieczorem recepcjonista, kawał chłopa, z rozbrajającą szczerością zapytał dlaczego nie ma Panów w tej grupie? Nie wiedział, że to inwazja Amazonek na Paryż.

Piątek - Rano jedziemy do Fabryki Perfum "Fragonard". Dawne miedziane baniaki, rurki i flakony. Wszystkie słuchamy tajemniczych receptur, gdzie perfumować, jak perfumować, po co perfumować? Wybieramy "zapachy" aż się w głowie kręci i kupujemy jako souveniry dla bliskich.

Opera Garniera zbudowana w roku 1858. Bogactwo zdobień w duchu epoki powoduje zawrót głowy no i przynajmniej dobrze się kojarzą garnirowane kanapki. Może przesadnie bogate zdobienia ale miło popatrzeć, a ulotny plafon Chagalla wzrusza i uskrzydla.

Wędrujemy Bulwarem de Clichy obok Moulin Rouge i przez Place Pigalle. To nie są czasy dużej świetności i dwuznaczności. Pustawo i szaro.

Z dala na wzgórzu bieleje sylwetka Sacre Coeur. Wchodzimy schodami, można też wjechać kolejką. Maleńki spacer po dzielnicy Montmartre. Na starym Place du Tertre pełno namiotów bud i budek. Handel przede wszystkim.

Od rana jesteśmy ubrane na kolację w stylu francuskim więc inaczej. Blond Ewa w czarnym zwiewnym stroju z czarnym szalem na głowie, bo trochę mży deszcz, jest sensacją dnia. Arabowie przystają zdumieni i oczarowani, odprowadzają ją tęsknym, zamglonym spojrzeniem, pozostawiając bez nadzoru swoje szczelnie ubrane ciemnowłose i ciemnookie towarzyszki życia z licznym potomstwem. A Ewa, nieświadoma swych uroków, kroczy niedbale w kierunku Łuku Tryumfalnego.

Rondo Charlesa dr Gaulle`a - Plac Gwiazdy - ze swoimi dwunastoma promieniście odchodzącymi alejami z tarasu Łuku Tryumfalnego wygląda imponująco. Niezapomniany widok. Spacerujemy po Champs Elysees z okazałymi kamienicami w których wielkie korporacje zlokalizowały swe siedziby. Drogie markowe sklepy znanych kreatorów mody wzdłuż alej i w pasażach.

Wykończone idziemy na kolację. Bardzo przyjemna restauracja w starym stylu z długimi stołami, zastawionymi napojami i owocami. Ściany z kamienia i czerwonej cegły ozdobione konstrukcją z czarnego drewna. Miły nastrój wprowadza lampka wina i dwaj muzykanci z francuskimi melodiami. Lampka wina zaszumiała i przywróciła siły. Smaczne, regionalne jedzenie wzmocniło. Był to wieczór gwarny ze śpiewem i tańcami. Tak spontanicznej zabawy dawno nie widziałam, nie tylko ja ale i obsługa miejscowa. Do zabawy została sprowokowana grupa Szwajcarek. Wesoło wypadłyśmy, my - kobiety z północy Europy.

Sobota - jedziemy metrem z hotelu do Centrum. W programie Pola Marsowe, Tum Inwalidów oraz Musee d`Orsay. Opuściłam niechętnie grupę i wybrałam Musee d`Orsay. Gmach dawnego dworca okresowo świecił pustkami, był domem aukcyjnym oraz teatrem a w 1973 roku cudem uniknął rozbiórki. Zachwyca architekturą i konstrukcją z żelaza i szkła z rozetami z piaskowca wplecionymi w konstrukcję a współcześnie zaprojektowana aranżacja oszczędna w formie cudnie współgra tworząc jedno z piękniejszym obiektów muzealnych jakie oglądałam. Dwa ogromne, złocone, bogato zdobione zegary odmierzają czas, nasz czas. Zbiory malarstwa i mebli od 1848 roku do 1914, kiedy odszedł dawny świat bezpowrotnie. Impresjoniści i postimpresjoniści, zwiedzam muzeum z Wiesią - historykiem sztuki i wspaniałym komentatorem zdarzeń malarskich. Ten okres w malarstwie bardzo lubię, szczególnie, że tak widziałam świat rozedrgany i zamglony, przed operacją oczu.

Najnowocześniejszą linią metra jedziemy do La Defense. Arka co miała być Arką Przymierza, została Wielką Arką, monument z marmuru cararyjskiego. Michał Anioł subtelniej wykorzystywał ten materiał. Od lat 60-tych wznoszone są tu nowoczesne budynki i miało być tu centrum wielkich korporacji ale jakoś chwilowo straciło swą atrakcyjność. W centrum handlowym robimy małe zakupy.

Niedziela - Katedra Notre Dame de Paris już wcześniej podziwiana z różnych stron w czasie rejsu po Sekwanie z lewego i prawego brzegu - serce Paryża, znacznie uszkodzona w czasie Rewolucji Francuskiej. Za panowania Napoleona II prace renowacyjne prowadził Violet-le-Duc. Piękne, misterne rozety nadają jej wnętrzu niepowtarzalny nastrój. Jest monumentalnie, wzniośle, jak na niedzielę przystało. Zapalamy świeczki w intencji...

W skupieniu, samotnie lub grupkami obchodzimy całą katedrę a ogrom, piękno i czar pozostanie w naszej pamięci. Żegnamy katedrę wraz z jej krogulcami. Żegnamy powoli Paryż. Wrócimy tu na pewno. Stanęłyśmy w punkcie zero.

Spacer po Dzielnicy Łacińskiej obok Sorbony, ekskluzywnego gimnazjum, Panteonu - mauzoleum zasłużonych, gdzie spoczywa Maria Skłodowska-Curie.

W ogrodzie Luxemburskim w tradycyjnym francuskim stylu kwiaty, krzesła i ławki, żywopłoty, roślinność i nastrój jak przed wiekami, brak tylko powozów, cylindrów i szelestu długich sutych damskich sukni oraz Marii Medycejskiej.

Tym razem "bramkowe liczenie" zdało egzamin. Zabrakło Ewy i Uli. Przytomna, logiczna akcja pozwoliła znaleźć dosyć szybko zaginione dziewczyny i tylko było trochę strachu bo po obiedzie wyruszamy w drogę powrotną przez Brukselę do Warszawy.

Długo kluczymy po Brukseli. Miasto miłe, spokojne lecz widać istniejące i w budowie gigantyczne biurowce dla potrzeb Unii Europejskiej. Centrala Europejskich Urzędników.

Wygląda groźnie.

Spacerujemy o zmroku po niewyobrażalnie pięknej starówce, oglądamy brukselskie koronki, wykwintne czekoladki, malusieńkiego, siusiającego chłopczyka co zrobił karierę światową, zaglądamy do talerzy pełnych najlepszych w Europie frutti di mare na wąskiej uliczce podgrzewającej swych gości promiennikami.

Ostatnia "bramka" i jest komplet a nawet nadkomplet bo do atrakcyjnej, zaczarowanej bramki wpakowali się turyści z innych części świata. Tak to atrakcyjnie wyglądało. W autokarze dzieliłyśmy ze sobą "kojkę" lecz nie było czasu na rozmowę. Po kilku miesiącach powróciłam wspomnieniami i znowu byłam w Paryżu. Więc po cichutku życzę wszystkim - maj w Pradze, lato w rodzinnym plenerze a wrzesień w Paryżu, z jego urzekającymi mansardowymi dachami. Z Wami. Warszawa, 2003-12-10

Dziękuję,