Stowarzyszenie AMAZONKI : Warszawa 02-781, ul. Roentgena 5
Nr. Konta: PKO BP V/O. W -wa 83102010550000940200166280

2011-06-13

Kobiety okaleczane


Chore na raka piersi kobiety są niepotrzebnie oszpecane. - 70 proc. z nich ma amputowaną całą pierś, a wielu z nich można by usunąć tylko jej fragmenty - twierdzi kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Onkolodzy apelują do ministra zdrowia, by powstały ośrodki kompleksowo leczące ten nowotwór

W Polsce co roku raka piersi wykrywa się u 15 tys. kobiet. 5 tys. umiera.

U Ewy Grabiec-Raczak z Warszawy raka piersi wykryto kilkanaście lat temu. Straciła pierś i węzły chłonne. - Kilka lat później dowiedziałam się, że amputacja nie była konieczna, ale w miejskim szpitalu nikt nie wspominał o tym, że można usunąć tylko fragment piersi ani że po operacji powinnam mieć rehabilitację - wspomina kobieta.

Pani Ewa o rehabilitacji dowiedziała się przypadkowo: - Do szpitala przyszła ochotniczka ze stowarzyszenia Amazonek i powiedziała, że jak nie mogę ruszać ręką, to mam ćwiczyć. Dalej leczyła się w miejskim szpitalu, ale na rehabilitację jeździła do Centrum Onkologii. - Po ośmiu tygodniach miałam sprawną rękę - mówi pani Ewa.
Elżbieta Kozik, szefowa warszawskich Amazonek, podkreśla, że kobiety, u których wykryto raka piersi, wciąż nie mogą liczyć na kompleksową opiekę. - W jednym szpitalu mają wycinany nowotwór, gdzie indziej chemię. Do wycinania guzków biorą się małe gabinety, bo to opłacalne. NFZ podpisuje z nimi umowy, a kobieta później szuka, gdzie ma robić chemię, a gdzie mogą jej odtworzyć pierś. To dodatkowe nerwy i stres. Wyjątkami są centra onkologii, które mają wszystko na miejscu, ale ciągle jest ich za mało - mówi Kozik.

Za wycięcie piersi NFZ płaci 8,7 tys. zł.

Kolejna rzecz to pomoc psychologiczna. W szpitalu, w którym operowano panią Ewę, nie było psychologa. - Lekarz powiedział, że to rak, i spuścił głowę. Brakowało tylko „amen”. Dla mnie to był koniec. Lekarze rzucali hasła: radioterapia, chemioterapia, biopsja. A ja w głowie miałam jedno: zaraz umrę. Nie miałam pojęcia ani o rokowaniach, ani możliwych powikłaniach - opowiada kobieta. - Po pierwszej chemii, gdy myłam głowę, w rękach zostały mi kępki włosów. Wtedy nie było internetu - skąd miałam wiedzieć, że po chemii włosy tak szybko wypadają?

Prof. Tadeusz Pieńkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej Centrum Onkologii w Warszawie, zna wiele kobiet, które nie musiały mieć amputowanej piersi. - W Polsce jest ponad 400 oddziałów chirurgii ogólnej i onkologicznej zajmujących się wycinaniem nowotworów piersi. Są ośrodki, w których operuje się kilku chorych miesięcznie. To za mało, by zdobyć doświadczenie. Dla porównania - w warszawskim Centrum Onkologii operujemy 12 tys. kobiet rocznie. W małych ośrodkach często stosuje się zasadę "szybko" i amputuje się całą pierś.

Zdaniem prof. Pieńkowskiego dla pacjentki byłoby lepiej, gdyby zastosowano regułę: dokładnie i precyzyjnie wycięto guz, ale do tego potrzebne są umiejętności.

Prof. Janusz Jaśkiewicz, kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, podaje, że z jego wyliczeń wynika, że w Polsce 70 proc. kobiet ma amputowaną całą pierś. U jednych jest to konieczne, ale u niektórych można wyciąć tylko chory fragment. - Operacje oszczędzające pierś u nas przeprowadza się u 30 proc. kobiet, w Holandii, Szwecji czy Anglii u 70 proc. - mówi prof. Jaśkiewicz.

Profesor podkreśla, że w Polsce powinny powstać ośrodki leczenia raka piersi, tzw. Breast Units (BU). - Na takich oddziałach leczenie pacjentki wspólnie ustalają: onkolog kliniczny, chirurg, patolog, radioterapeuta, chemioteraputa i psychoonkolog - mówi Jaśkiewicz. - Kobieta w jednym miejscu ma diagnostykę, wybraną najlepszą terapię i rehabilitację. W razie potrzeby zaproponowaną rekonstrukcję piersi.

Zgadza się z nim prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku: - Kobieta musi iść przez kolejne etapy leczenia jak po sznurku, a nie szukać ich po omacku. Nie można jej proponować leczenia za dwa miesiące, a teraz tak się dzieje. Stwórzmy ligę ośrodków, które będą spełniać odpowiednie warunki i gwarantować najwyższą jakość leczenia.

Ośrodki leczące raka piersi do 2016 roku każe utworzyć Parlament Europejski. Chce w ten sposób poprawić jakość opieki medycznej. Teraz różnica w przeżywalności kobiet chorych na raka piersi między krajami UE wynosi aż 16 proc.

Jeszcze w latach 80. Polska należała do krajów niskiego ryzyka zachorowania na raka piersi, ale coraz więcej kobiet choruje na ten nowotwór i ta grupa pacjentek będzie rosła. Przewiduje się, że do 2020 roku w Polsce wzrośnie o 30 proc. - z obecnych ok. 14,5 tys. do ok. 19 tys.

W ośrodkach Breast Units w ciągu dwóch tygodni od wykrycia guzka kobieta wiedziałaby, czy to rak.

Wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk obiecuje, że Breast Units powstaną. Kiedy? Nie potrafi powiedzieć. - Musimy stworzyć standardy postępowania - mówi Włodarczyk. - Powołaliśmy zespół ekspertów w onkologii, którzy mają je opracować. Dodaje, że szpitale już mogą tworzyć wyspecjalizowane ośrodki.

- To nierealne - odpowiada prof. Jaśkiewicz. - W większych ośrodkach onkologicznych leczenie pacjentek już jest prowadzone przez zespoły specjalistów, ale by powstały specjalistyczne kliniki, trzeba zmienić politykę Funduszu i wspierać placówki zapewniające kobietom kompleksowe leczenie. Teraz ograniczają nas umowy z Funduszem. Możemy przyjąć 500 chorych rocznie. Gdy przyjmiemy 100 kobiet więcej, nie dostaniemy pieniędzy, bo rak piersi to zdaniem Funduszu nie jest zagrożenie życia.

Andrzej Troszyński, rzecznik NFZ: - Nie tworzymy systemu opieki. Jeżeli ministerstwo wprowadzi specjalistyczne ośrodki, to będziemy je finansować, a limity są prawie wszędzie, także w onkologii.

Źródło: Gazeta Wyborcza